Pewnego pięknego grudniowego dnia wybuchła mi podczas jazdy szyba tylna w aucie. Nagle podczas postoju na światła. Z uwagi na czas przedświąteczny – podejrzewałem fajerwerek. Ale nic poza hukiem i błyskiem we wstecznym lusterku na to nie wskazywało. Szybę udało mi się wstawić tego samego dnia.

Przyjemnie nie było. I to nie tylko w odczuciu portfelowym. Nie sympatyczne to uczucie jak coś nagle strzela za plecami we własnym samochodzie…

Winne okazały sie przewody ogrzewające tylną szybę. W miejscu nadszarpniętej izolacji, nastąpił przeskok iskry, dość, przyznam, widowiskowy.

Mam nadzieję, że to tylko jednorazowa przygoda w tym stylu.