Odlot w 12 godzin.

Kwiaty pod salą w której leży nasza Łucja

Najpierw były wymioty – początkowo, uznaliśmy to za wypadek przy pracy. Ale na pojedynczym incydencie się nie skończyło. Jak już wymiotować nie było czy, pojawiła się biegunka. Mimo, że nie było już biegunki, a był apetyt, nie było siły, żeby dobrze się zassać.

Łucja walczy. Znowu.

Rano trafiła na oddział dziecięcy Szpitala przy Arkońskiej. Niby toksyczna biegunka, ale pokusa punkcji (niestety nieudanej) wygrała.

Znowu błądzimy.