Duże pudełko, mnóstwo elementów, instrukcja spędzająca sen z oczu… to tak, tytułem zniechęcenia. A… i jeszcze bym zapomniał: duży stół, albo podłoga – niezbędne do rozłożenia gry!

Agricola, czyli z łaciny – rolnik. Po przebiegu rozgrywki, trudno się nie zorientować, że jest się właśnie rolnikiem. Rolnik ten ma swoje małe gospodarstwo i … musi je rozwijać, musi się rozmnażać, musi dbać o wykorzystanie pól, o inwentarz zwierzęcy… słowem, wszystko.

Gra składa się z tur, rund – wszystko jest przeplatane żniwami, podczas których nie tylko zbiera się plony wszelakie, ale przede wszystkim trzeba wyżywić swoją rodzinę (która dobrym zwyczajem na początku, składa się z dwóch osób).

W zależności od wybranych przez gracza akcji, ma on różne możliwości rozwoju. Może zbudować ogrodzenie dla zwierząt, izbę na kolejnego członka rodziny, obsiać/zaorać pole, kupić usprawnienie, … ale nie jest to takie łatwe, bo gracz może wybierać tylko te akcje które są odkryte (na głównej planszy, w zależności od miejsca rozgrywki) albo te których nikt przed nim nie wykorzystał.

Tak więc, budując, rozmnażając się i plony wszelakie, usprawniając, hodując, rozbudowując swoją małą posiadłość (izby chaty) – i w zależności od stopnia zaawansowania – można wygrać lub przegrać. To co jest bardzo charakterystyczne dla tej gry to jej szybkość… Tak właśnie, szybkość. Mimo swoich rozmiarów, gra się w nią bardzo szybko. Etapy, rundy, nie zawsze zdąży się zrobić to co daje punkty zwycięstwa. A ważne jest niestety wszystko. Za barak jakiegoś elementu są punkty ujemne. Lepiej mieć mało, niż nie mieć czegoś w ogóle…

Zapraszam, na grę…